Gotowanie w nocy to dla mnie jakaś magiczna sprawa. Po całym, notabene najczęściej trudnym, dniu momentami sama nie wiem skąd czerpię siłę na wymyślanie nowych potraw, a wypieków to już szczególnie nie wiem. Nie wiem do potęgi entej. Bo w wypieki jestem kiepska wybitnie. Poważnie. 

Niestety nie potrafię odtwarzać przepisów, nie przemawiają do mnie. Jednak stanowią dla mnie niekiedy inspirację, bazę do tworzenia. Ostatecznie okazuje się, że wszystko robię po swojemu i wtedy to już jest gra w totka. Uda się, albo się nie uda. Często się udaje. Chociaż były momenty kiedy nie udawało się. Jednak o nich nie mówmy. 

W cukiernictwie i wypiekach tak to już jest. Są kapryśne. Albo odtworzysz ciasto i wyjdzie smaczne, albo coś spieprzysz i nie wyjdzie wcale. Albo tak jak ja przeczytasz przepis, wyłączysz go i stwierdzisz, że właściwie po co Ci on, Ty wiesz lepiej. Jednak ostatnia opcja ma to do siebie, że niekiedy tworzy tak zwane "zakalce" i takim wypiekom dedykowany jest już tylko śmietnik.  

Tym razem by mi było bardzo (bardzo, bardzo, bardzo) szkoda wyrzucić do kosza mój wypiek. Są pewne przyczyny. Raz, że natarłam się ponad kilogram jabłek, a wierzcie mi lub nie, tarki w kuchni to ja używać nienawidzę i jest to jedno z najszczerszych uczuć w moim życiu! Dwa, że przekonana o swoim sukcesie postanowiłam swój przepis wykonać w ilości hurtowej, od razu na dwie blachy, bo jeśli się uda to super, a jeśli nie wyjdzie to smutek. Nie przewidywałam smutków tego wieczoru, whisky szczególnie pomagało w pozytywnym nastawieniu, podnosząc pewność siebie, kompetencje i umiejętności, i to właśnie jest trzeci powód. Tego wieczoru kulinarny zawód mógłby mnie zabić, kto wie. 

Dobre wieści jednak są takie, że skoro są zdjęcia i ten wpis, to przepis jak najbardziej się udał. Ba! Przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Myślę, że oczekiwania społeczeństwa, które miało tą niewątpliwą przyjemność je spożywać również, przez co przepis jest jednym z najbardziej wyczekiwanych w tym stuleciu. 

Składniki (na dwie keksówki lub jedną dużą blachę):

  • 900 gramów tartych jabłek 
  • 450 gramów mąki żytniej typ 1850
  • 1 szklanka oleju rzepakowego 
  • szczypta soli 
  • 1 szklanka cukru trzcinowego 
  • 2 łyżeczki sody 
  • 4 małe jaja 
  • łyżeczka cynamonu 
  • łyżeczka startego imbiru 
  • szczypta gałki muszkatołowej 
  • garść orzechów laskowych 
  • garść suszonej żurawiny 
  • ewentualnie cukier puder z cynamonem do posypania ciasta 
Ponad kilogram jabłek należy umyć, obrać i zetrzeć na tarce, tak by ostatecznie startych jabłek było około 900 gramów. Odciskam nadmiar soku i dodaję jajka, olej, sól i cukier. Dokładnie mieszam składniki, dodaję mąkę, przyprawy i sodę. Ponownie mieszam składniki. Dodaję na końcu laskowe orzechy oraz suszoną żurawinę. Wszystkie składniki dokładnie mieszam i przekładam do dwóch keksówek wyłożonych papierem do pieczenia. Ciasto umieszczam w piekarniku nagrzanym do 175 stopni i piekę przez 60 minut, aczkolwiek sprawdzam patyczkiem wcześniej czy ciasto jest już wypieczone. Studzę ciasto w blaszkach, natomiast tuż przed podaniem posypuję jego wierzch cukrem pudrem wymieszanym z cynamonem. 

Smacznego, Klaudia!







Brak komentarzy