No i stało się. Okazało się, że chcieć to móc, że nie wszystko kręci się wokół pracy i planów. Okazało się, że jednak można spędzać czas w domu, być szczęśliwym i nie trzeba harować jak wół na wszystko, żeby starczyło na kredyty i trochę fajnych wyjazdów. Okazało się, że można znaleźć czas na pasję, a jeśli... nie możesz go znaleźć, to coś za Ciebie go znajdzie. 

Na początku tego roku, w jednym z pierwszych dni stycznia wpadła mi do głowy myśl, że coś się musi stać, co zatrzyma mnie w domu. Bowiem istnieje taka moja osobista teoria na co drugi pracowity rok. Jednego roku pracuję, zarabiam i odkładam. W kolejnym mam labę, wydaję, realizuje pasje. Nie żebym rzuciła na to jakiś urok. Wybaczcie jeśli los pokarał Was wszystkich a miał jedynie mnie. 

A wracając do koronawirusa. Wojny dwudziestego pierwszego wieku, który jest pstryczkiem w nos dla  wszystkich osób podobnych do mnie. Podróżujących, pracujących, nie doceniających wartości chwil, studiujących i kształcących się, będących absolutnie wszędzie i robiących absolutnie wszystko.. Uważam, i o ile naprawdę bagatelizuję sprawę, chociaż musiałam zamknąć wszystkie firmy, mój brat jest na kwarantannie w rodzinnym domu bo wrócił zza granicy, a rodzice mieszkają po kątach, a zatem, bagatelizując sprawę i nie ulegając panice, uważam, zupełnie szczerze uważam, że niekiedy los, niekiedy świat, a niekiedy absolutnie cały kosmos, chce byśmy zauważyli... że jest coś więcej i coś dalej niż czubek własnego nosa. 

Jest pierwszy dzień kalendarzowej wiosny, wczoraj był pierwszy dzień astronomicznej wiosny, dzień uśmiechu i moje imieniny. W Trójmieście spadł śnieg i jest biało, a ja posadziłam bratki i posiałam rano trawę bo wszystko wskazywało na zakończenie się zimy, której notabene i tak nie było, a teraz sobie jest. 

Oczywiście w takich momentach jak ta chwila jest mi stuprocentowo głupio, że zaniedbałam czytelników mojego bloga i są osoby, które regularnie przypominają mi, że powinnam coś mądrego wrzucić. Zatem nie przedłużając przechodzę do meritum. Na zdjęciu jest ryba. Spowodowana głównie tym, że od 23 dni nie jem mięsa. I słodyczy. Nie. Nie na zawsze. Tylko w okresie postu, postanowiłam trenować swoją silną wolę. Notabene bardzo przydaje się to postanowienie w dobie kryzysu, bowiem o mięso ciężko, a o homara i krewetki łatwo. Rybie, dorszowi, towarzyszy limonkowe puree z batata, sos na bazie śmietany i szpinaku oraz duszone z szałwią warzywa. Oczywiście całość jest obłędnie smaczna, głównie za sprawą posypki z kopru i bułki tartej, lub za sprawą wszystkiego co jest na tym talerzu. W każdym razie. Teraz w okresie nudy, czasu dla siebie i dbania o to ca na talerzu, polecam "pobawić" w to danie. 

Składniki, na jedną porcję potrzebujesz:

Ryba z posypką bułki tartej:
  • 200 g filetu z dorsza bez ości
  • sól, pieprz, skórka oraz sok z 1/3 limonki 
  • oliwa z oliwek i masło do smażenia 
  • 1/5 szklanki bułki tartej, koperek, skórka otarta z połowy limonki 
Sos szpinakowy:
  • garść szpinaku 
  • ząbek czosnku 
  • masło do smażenia 
  • sól i gałka muszkatołowa
  • śmietana 36% 1.2 szklanki 
Limonkowe puree:
  • 1 mały batat (200 g)
  • mleko do gotowania 
  • masło 
  • szczypta soli
  • sok z połowy limonki 
  • skórka otarta z limonki 
Duszone warzywa z szałwią:
  • 1 mała marchewka 
  • ćwierć cukinii 
  • szalotka 
  • masło do smażenia 
  • szałwia, sól, pieprz, estragon 
  • dużo kopru do dekoracji dania 
Zaczynam od puree. Batata kroję w kostkę, gotuję w mleku do miękkości, odcedzam. Dodaję do niego masło, szczyptę soli, sok z limonki oraz skórkę. Całość dokładnie ugniatam tłuczkiem do ziemniaków i mieszam na kremowe puree. Odstawiam. Na patelni, na maśle smażę pokrojoną na ćwiartki szalotkę oraz pokrojoną w słupki marchewkę i cukinię z dodatkiem przypraw. Warzywa nie powinny smażyć się dłużej niż 5 minut. Nie powinny być rozgotowane. Dorsza doprawiam solą, pieprzem i smażę na oliwie z oliwek z dodatkiem masła po 2 minuty z każdej strony. Na suchej patelni prażę bułkę tartą z dodatkiem soli dwie minuty. Następnie mieszam ze skórką z limonki i posiekanym koperkiem. Na patelni na maśle smażę ząbek czosnku oraz szpinak. Doprawiam solą i gałką muszkatołową. Dodaję śmietanę i duszę sos 4 minuty, jedynie do zagęszczenia. Składam danie, upewniając się, że każda składowa smakuje odpowiednio dobrze. Na talerzu układam puree. Następnie dodaję duszone warzywa. Kładę na talerzu również szpinakowy sos a na nim układam rybę. Jej wierzch posypuję posypką z bułki tartej i limonki. Całe danie posypuję obficie koprem. Podaję z ćwiartka limonki, która z pewnością przyda się do zjedzenia dorsza. 

Smacznego, Klaudia!








Brak komentarzy