Nadal dojrzewają we mnie litery by móc stać się słowami. Chciałabym dziś napisać Wam coś ładnego, mam wrażenie, że w tym roku to już ostatni wpis.
To już czwarta wigilia świąt Bożego Narodzenia mojego bloga a za chwilę wspólnie będziemy obchodzić piąte urodziny. To już duże dziecko. Sporo rozumie, zna więcej smaków, staje się odważniejsze i mądrzejsze. Przestało raczkować, teraz już biega. Gada jak najęte, nie do wiary, że ma aż tyle do powiedzenia. Jestem z niego dumna.
Po niespełna pięciu latach pisania przepisów dla Was naszła mnie dziś pewna refleksja. Taka mała kiełkująca myśl. Zastanawiałam się jak bardzo ewoluowało to miejsce na przestrzeni lat. Bywało różnie. Na początku bardzo prosto i banalnie. Póżniej zafascynowała mnie kuchnia fit, zatem mieliście okazje uczestniczyć w przemianie moich nawyków żywieniowych na lepsze. Bywały momenty kiedy nie potrafiłam jeszcze piec i na blogu frustrował mnie fakt braku wypieków słodkich. Później słodkości było aż nadto, bo oczarowana pieczeniem piekłam niemal wszystko. Był moment kiedy mocno wydziwiałam albo wracałam do korzeni. Były chwile kiedy obraziłam się na przepisy i gotowałam tylko dla siebie, byle co i byle gdzie. Gdzieś w międzyczasie i niedoczasie inspirowałam się różnymi miejscami żeby lepiej gotować dla Was. Pamiętam te momenty kiedy bardziej kochałam gotować niż robić zdjęcia i wkurzał mnie fakt, że robione wieczorem nie oddają tej całej apetyczności. Były też chwile kiedy miałam tylko zdjęcia w głowie a całe to gotowanie odeszło na dalszy plan. Fascynował mnie również i nadal uwielbiam food design i zabawa talerzem, które teraz traktuje jak swoje małe płótno. Bywały chwile kiedy skupiałam się na otoczce wokół zdjęcia ale również takie kiedy chciałam dla Was zrobić proste zdjęcie. Były świetne konkursy, cudowne warsztaty kulinarne i wspaniali ludzie z którymi mogłam bez końca rozmawiać o jedzeniu. Były wspólne śniadania, wspólne obiady i wspólne kolacje. Bywały momenty kiedy gotowałam po północy i wstawałam robić zdjęcia o 5:00. Były przepisy pisane na kolanie i były te przemyślane. Nawet były momenty, takie jak dziś, kiedy pisałam dla Was długie teksty chociaż wcale nie lubię pisać i nie uważam żeby moje pióro było ciekawe a Wy twierdziliście, że było. Ale przede wszystkim. Byliście Wy. Przez cały ten czas z ogromnym wsparciem, z niesamowitą motywacją, z dobrym słowem. Niezależnie co było, jak było, gdzie było - Wy jesteście niezmienni i wciąż Was przybywa więcej i więcej. Dziękuję.
Do granic możliwości jestem wzruszona, że tyle lat udało mi się to utrzymać. Przez te wszystkie lata mieszkałam w różnych miastach, bywałam w róznych miejscach i kochałam różnych ludzi i różne jedzenie. Od słonego po słodkie, pikantnego po kwaśne. Od dietetycznego po przeraźliwie tłuste, od prostego po wyszukane. Od tradycyjnego po nowoczesne, od nudnego po odważne. Były teksty, były zdjęcia, były nawet wzloty i upadki. Był nawet moment kiedy wstydziłam się nazwy swojego bloga bo była dziwna a teraz jestem z niej cholernie dumna, widocznie musiała dojrzeć.
Skoro to ostatni przepis przed Świętami to chciałabym Wam czegoś życzyć. Życzę Wam odwagi w dążeniu do realizacji własnych marzeń. Życzę umiejętności podejmowania trudnych decyzji bo one zawsze popłacają. Życzę Wam chęci zmian bo zmiany są dobre i potrzebne. Życzę Wam krętych dróg bo one uczą siły i pokory jednocześnie. Życzę Wam zarówno uniesionej wysoko brody i kroczenia przez życie z podniesioną głową, jak i patrzenia pod nogi. Życzę wiary, nadziei i miłości. I życzę zdrowia.
Pierogi z łososiem to bardzo mała wariacja. Prosty farsz z łososia świeżego, wędzonego, kopru i ricotty. Ugotowane pierogi podsmażone na maśle z dodatkiem karmelizowanej szalotki i creme fraiche. Skropione cytryną, z koprem smakują niebotycznie nieziemsko.
Widzimy, czytamy i słyszymy się w Nowym Roku. Wszystkiego dobrego, hej!
Składniki (na kilkadziesiąt pierogów ale mniej niż 30):
Ciasto doskonałe:
- 220 gramów mąki pszennej typ 550
- 110 ml wrzątku
- 30 gramów masła
- płaska łyżeczka soli
Farsz doskonały:
- 150 gramów świeżego łososia
- 75 gramów łososia wędzonego
- dużo świeżego kopru
- dwie łyżki ricotty
- sok z cytryny
- dwa żółtka
- sól, biały pieprz
- jedna szalotka i masło do smażenia, im więcej masła do smażenia tym lepszy farsz aczkolwiek ilość musicie dopasować do tego jak zniesie to Wasza psychika, gdyż mocno wpływa to na kaloryczność pieroga :)
Wzór
Smak jest wprost proporcjonalny do ilości dodanego masła i odwrotnie proporcjonalny do redukcji masy ciała.
Żart.
Dodatki:
- masło klarowane do odsmażenia pierogów
- creme fraiche
- koper
- sok z cytryny
Niezmiennie i od lat ciasto na pierogi przygotowuję tak. Wrzątek mieszam z masłem i solą a następnie z mąką. Energicznie mieszam składniki łyżką a następnie wyrabiam gładkie i elastyczne ciasto dłonią kilka minut. Przykrywam lnianą ściereczką i odstawiam na 30 minut. Następnie wałkuję bez podsypywania mąką bardzo cienko i nakładam farsz. Zlepiam jak umiem czyli bez większego czarowania i odkładam na deskę obsypaną mąką. Jeżeli podsypiesz podczas wałkowania ciasto mąką pozostałe skrawki nie nadają się już do ponownego użycia a jedynie do śmietnika, chyba, że chcesz jeść pierogi twarde jak deska.
Farsz. Mielę lub siekam drobno łososie dokładnie mieszając je ze sobą. Podsmażam na dowolnej ilości masła posiekaną drobno szalotkę i studzę. Mieszam ricottę, łososie, szalotkę z masłem, sok z cytryny, żółtka i posiekany koperek. Doprawiam farsz szczyptą soli i pieprzem.
Przygotowane pierogi mrożę na desce obsypanej mąką a następnie przekładam do pojemnika i gotuję 3 minuty po wypłynięciu na powierzchnię wody lub gotuję od razu po ulepieniu minutę po wypłynięciu na powierzchnię wody. Gotuję w wodzie gorącej ale nie bulgoczącej aby pierogi były w całości. Oczywiście przed podaniem podsmażam na maśle razem z szalotką i podaję z creme fraiche i koprem. Skrapiam sokiem z cytryny.
Smacznych Świąt życzę Wam ja, Klaudia!