Wymyślenie przepisu, przygotowanie go, czyli wyrobienie ciasta kruchego w tym wypadku, czy nawet estetyczne i ładne wykrojenie ciastek (tudzież ciastków) nie stanowi dla mnie problemu. Serio. Problem pojawia się dopiero w momencie kiedy ciastka (lub ciastki) lądują w piecu. I odtąd rozpoczyna się odliczanie 10, 12 lub 15 minut podczas, których wszystko potrafię spieprzyć, nawet najlepszy wypiek. Dlaczego. Otóż. W tym wypadku zawodzi akurat czynnik ludzki, czyli moja niespokojna natura. Zazwyczaj po umieszczeniu wypieku w piecu czuję się wolna jak ptak i zamiast pilnować by nic się nie przypiekło lub PRZYNAJMNIEJ ustawić sobie minutnik, budzik, cokolwiek co odmierza czas ja udaję się robić milion innych rzeczy, które aktualnie uważam za ważne. Przez co moje dzieło a). jest niedopieczone, b) jest spalone, c) jest wysuszone na wiór. Najlepiej wychodzi mi długie pieczenie w niskiej temperaturze, bo trudno jest wówczas cokolwiek popsuć. Natomiast ciasta, ciastka, pierniczki, bezy, biszkopty to niestety moja udręka i jeśli nie znajdę sobie jakiegoś zajęcia i nie będę pilnowała, dosłownie, piekarnika to istnieje duża możliwość, że wypiek odwiedzi śmietnik w trybie natychmiastowym po wystudzeniu. Tym razem pilnowałam, pilnowałam i udało się. 

Składniki (na 10-12 ciastków):
  • 150 gram mąki 
  • 100 gram masła
  • 1 jajko 
  • szczypta soli 
  • 2 łyżki stewi, ksylitolu lub cukru 
  • 1/2 szklanki siemienia lnianego
  • 1/2 szklanki nasion słonecznika
  • jagody goji, garść 
  • kilka orzechów laskowych 
  • pestki dyni, kilka łyżek 
Mąkę mieszam ze stewią, solą i ziarnami oraz jagodami. Dodaję masło i jajko. Wyrabiam ciasto. Jeżeli wydaje Ci się zbyt suche dodaj łyżkę wody. Wałkuję ciasto na grubość 0,5 cm i wykrawam ciastka o dowolnym kształcie. Przekładam na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i piekę 12 minut. Studzę i je jem!

Smacznego, Klaudia!








Brak komentarzy